![]() |
Kiedy skończyłam osiemnaście lat, moja przyjaciółka zabrała mnie w Tatry. Od tego czasu, jestem tam każdego roku. Tatry to miejsce, na które czekam cały rok. Nic nie smakuje lepiej niż ciepła herbata z rana w schronisku i nic nie jest lepszą nagrodą niż zimne piwo po długiej wędrówce z plecakiem. Wie to każdy tatromaniak 😉.
Jeśli chodzi o pakowanie, nauczyłam się brać jak najmniej ubrań. I tak większość przepieram w schronisku. Zabrałam ze sobą dwie bluzki na krótki rękawek, jeden sweter, legginsy, piżamę, kurtkę, czapkę i bardzo grube skarpety. Moją kosmetyczkę ograniczyłam również do minimum. Szampon w kostce, próbki mydeł w kostce, pastę do zębów, szczoteczkę, olejek do buzi, pomadkę ochronną. Z kosmetyków zrezygnowałam. Zaoszczędziłam sporo miejsca na ubraniach, więc resztę przestrzeni mogłam wypełnić jedzeniem.
Nie
każde schronisko oferuje pyszne i dobre jedzenie (tylko Roztoka robi najlepsze
jedzenie na świecie). Dodatkowo, jedzenie w schroniskach bywa bardzo kosztowne.
Co najważniejsze, w schroniskach nie ma dużej oferty jedzenia
roślinnego. Wykluczyłam ze swojej diety nabiał i jajka, dlatego schroniskowe
menu nie szczególnie mnie poratuje. Musiałam zabrać ze sobą, jak najwięcej
jedzenia, niestety nie wszystko dało się zrobić w wersji less westowej.
Mam
jedną fasolkę w słoiku (stwierdziłam, że jednak jest to za mało i dokupiłam
jeszcze taką w puszce), pastę do chleba, mus jabłkowy i miód również mam w
szkle. Miód przelałam do mniejszego słoika, dzięki czemu nie będę produkować
małych plastikowych pojemniczków miodu, które podają w schroniskach. Zrobiłam
swoją własną mieszankę owsianki. Zapakowałam to do lnianego woreczka, dzięki czemu, nie musiałam kupować owsianek w saszetkach. Chlebek deseczki, udało się kupić w papierowym opakowaniu. Owoce i cytrynę
kupiłam luzem. Niestety, na tym kończy się moja less westowa wyprawka. Herbatę
mam w saszetkach, gorzką czekoladę w folii, orzechy nerkowca również w
opakowaniu, pumpernikiel i krakersy w plastiku. Długo zastanawiałam się nad
zupkami chińskimi. Nie jest to nic zdrowego, jednak w górach często mam ochotę
na takie szybkie posiłki.
Najważniejszą
kwestią jest nawodnienie. Biorę ze sobą bidon plastikowy (jest lżejszy niż szklany).
Pomijając aspekty ekologiczne, woda w schronisku jest ogromnie droga. Butelka wody
kosztuje około 5-7 zł. Cena jest naprawdę przewrotna, dlatego w tym roku, większość
osób zabiera ze sobą filtrujące bidony, dzięki czemu ograniczymy masę zbędnego
i jednorazowego plastiku.
Jestem
ciekawa, na jak długo starczy mi jedzenia i jakimi śmieciami zostanę zaskoczona w
schroniskach. Aha, z plecakami wędrujemy od schroniska do schroniska. Nie
zostajemy na cały tydzień w jednym miejscu, dlatego też nie wszystko mogłam
zabrać w szkle. Zależy mi na środowisku. Jednak moje (niepołamane) plecy, to też całkiem ważna sprawa ;)
A
Wy jak ograniczacie śmieci w podróży? Bierzecie ze sobą czasem coś w plastiku,
czy dzielnie działacie z opakowaniami wielkokrotnego użytku?
No niestety nie zawsze człowiek może być last waste, ale ważne są starania, są takie wyjątki jak wyjazdy, że czasami ciężko zrobić wszystko super, myślę, że to kwestia czasu :)
OdpowiedzUsuńCalkiem, całkiem się sprawdził ten mój prowiant na drogę. Najbardziej się cieszę ze słoika miodu, który ze sobą wzięłam i owsianki w we własnym woreczku, ograniczyłam masę jednorazowych opakowań. No i w tym roku tylko jedna czekolada na drogę, a nie jak zawsze milion batoników. Myślę, że w następnym roku uda się jeszcze bardziej ograniczyć śmieci :))
Usuń