Kiedy Halloween od kilku lat próbuje się przedostać do naszej kultury, pojawiają się głośne głosy sprzeciwu. W końcu to nie nasze i wywodzi się z USA. Takiego problemu już nikt nie ma, kiedy w pełnej krasie i blasku słońca wchodzi prosto z USA cały na biało… czarno – Black Friday. O ile dobrej zabawy i przebieranek można nie lubić, to już produktom za pół darmo nikt się nie oprze. Sklepy to wykorzystują i przebijają czarny piątek o czarny weekend lub nawet czarny tydzień.
Podczas wyprzedaży, łącznie
wszyscy Polacy zostawiają w kasach sklepu około 2,3 mld złotych. Najchętniej
kupuje się odzież, obuwie i sprzęt elektroniczny. Zniżki sięgają nawet do -70%.
Nic dziwnego, że ten dzień jest atrakcyjny dla klientów. Zwolenników czarnego
piątku jest dużo, ale pojawiają się też głosy sprzeciwu.
Przeciwnicy szalonych wyprzedaży
zachęcają, aby w ten dzień powstrzymać się od zakupów i nie napędzać spirali
konsumpcjonizmu. Z jednej strony ogromne promocje są kuszące dla większości, z
drugiej dużo taniej wyjdzie niekupienie niczego.
Myślę, że problemem nie jest
Black Friday sam w sobie. Gdybym musiała kupić nową lodówkę lub pralkę, to też
bym wolała kupić ją o połowę taniej. Problem pojawia się wtedy, kiedy kupujemy
impulsywnie. Wchodzimy do sklepu i wszystko, co przecenione ląduje w naszym
koszyku. W końcu tanie, a za tą cenę nie będzie żalu wyrzucić.
I w tym jest największy problem.
Po co wydawać na coś, co zaraz wyrzucimy? Równie dobrze można wziąć banknot, podrzeć
i wyrzucić do śmieci. Efekt będzie taki sam.
Sama unikam sklepów w ten dzień,
przerażają mnie tłumy i ścisk ludzi bijących się ze sobą o coś przecenionego. Ludzie
różnie zachowują się, kiedy w grę wchodzą niskie ceny. Wszyscy chyba znamy
filmy, w których ludzie biją się o karpia lub torebkę w Lidlu.
Do końca stycznia promocji będzie
czekać nas całkiem sporo. Jakoś w trakcie świąt ceny zawsze windują w górę,
żeby zaraz po świętach i po nowym roku polecieć w dół. W okresie przed świątecznym
możemy tłumaczyć się tym, że kupujemy dla bliskich prezenty, ale po
świętach pokusa kupowania na promocjach będzie czysto impulsywna i już żadnych
wymówek nie będzie.
Sama w tym roku nic nie kupiłam,
chociaż gdyby moje upatrzone od kilku dni buty, zostały przecenione, pewnie bym
się nie zastanawiała. Szczerze uważam, że z promocji warto korzystać, ale tylko
wtedy, kiedy naprawdę wiemy, co chcemy i czego potrzebujemy.