Przyznam się szczerze, że moim największym grzechem jest marnowanie żywności. Staram się, jak mogę, ale mimo wszystko raz w tygodniu w kuble na śmieci lądowała żywność. Za każdym razem, kiedy staję przed lodówką i widzę małą marchewkę, pół papryki i dupkę cukinii, myślę sobie, że czas uzupełnić zapasy. Kupuję nowe, a resztki po kilku dniach wyrzucam. Wzięłam się w garść i postanowiłam, że będę gotować z tego, co mam. Nagle okazało się, że resztkowe jedzenie jest nawet smaczniejsze, niż te misternie przygotowane z przepisu.
Jakimś cudem, do tej dupki cukinii
znalazła się jeszcze połówka cebuli, szklanka kaszy i kiszone ogórki od babci w
słoiku. Tam się dosoli, tam popieprzy i danie wychodzi pierwsza klasa. Ba, porcji
starcza na dwa dni.
Zaczęłam kombinować bardziej.
Pewnego dnia robiąc zupę, zobaczyłam, że nie mam kostek warzywnych. Kiedyś poleciałabym
od razu do sklepu, ale mróz na dworze, zmusił mnie do większej kreatywności.
Popatrzyłam pełna sceptycyzmu na obierki po marchewce i pietruszce. Dokładnie
je wyszorowałam, wrzuciłam do garnka, dodałam ziela angielskiego i liścia
laurowego oraz dwie łyżki sosu sojowego. Coś mi podpowiadało, że to nie może
się udać, a jednak. Bulion wyszedł pyszny. Od tej pory przygotowuje bulion
tylko w ten sposób (mam nadzieję, że moja miłość tego nie czyta, bo się będzie
zaraz krzywić). Nie dość, że oszczędzam żywność, to jeszcze taki bulion jest znacznie
zdrowszy, gdyż nie ma w nim oleju palmowego, który jest w większości kostek
warzywnych.
W mojej lodówce były takie
produkty, które zawsze się marnowały. Jednym z nich była ciecierzyca. Kupuję
już ugotowaną w słoiku. Przeważnie robiłam z całego słoika humus, ale
wychodziły takie ilości, których nie przejadłoby nawet wojsko. Pół słoika
poszło na humus, drugie do warzyw z piekarnika, a z aquafaby zrobiłam mus czekoladowy. Z jednego małego słoika uzyskałam obiad, kolacje
i deser.
Dzisiaj naszła mnie ochota na domowe
pieguski, nie miałam jednak wystarczającej ilości margaryny i proszku do
pieczenia. Poszukałam w Internecie składników, którymi mogę zastąpić braki. Oliwa
z oliwek i soda oczyszczona nadały się równie dobrze. Do ciastek zrobiłam
herbatę z obierkami po jabłkach. Jak widać, nic się nie zmarnowało.
A jakie Wy macie patenty na niemarnowanie
jedzenia?
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza