W kwestii świąt jestem jak Ebenezer
Scrooge, ale jest kilka rzeczy, za które je lubię. Zawsze wolałam Wielkanoc,
ponieważ jest to święto bez „napinki”. Podczas świąt Bożego Narodzenia skupiamy
się na prezentach, porządkach i gotowaniu, zapominając o tym, co naprawdę jest
ważne.
Co więc sprawia mi radość?
CZEKOLADOWE MIKOŁAJE
Jako dziecko, nienawidziłam
czekoladowych Mikołajków. Powód dosyć przerażający, ale zdzieranie sreberka z
Mikołaja i zjadania mu głowy, wydawało mi się jakieś sadystyczne. Chociaż byłam
słodyczożercą, to akurat czekoladowe Mikołaje stały w domu tak długo, aż
skończyła się ich data ważności. Kiedy dorosłam, zjadanie czekoladowych postaci,
przestało mi się kojarzyć z zabawą w kanibalizm. Teraz, te słodycze należą do moich ulubionych.
Tylko w święta jest taki wybór czekolad, które nie są zapakowane w plastik.
Sreberko można wrzucić do żółtego pojemnika, podlega łatwemu recyklingowi.
Przyjemne z pożytecznym (aluminium jest najlepszym tworzywem podlegającym
ponownemu przetworzeniu).
ŚWIĄTECZNE OZDOBY
Dawno temu zazdrościłam tym, którzy
mieli choinki w jednolitych kolorach. Taka choinkowa moda, wszystko na
czerwono, srebrno albo złoto, liczyła się jednolita kolorystyka i estetyka. Od
kilku lat nie mogę przestać zachwycać się wszystkimi bombkami, jakie zawieszam
z mamą na świątecznym drzewku. Niektóre świąteczne ozdoby pamiętają lata 70 lub
nawet wcześniejsze. Z wieloma bombkami mam różne miłe wspomnienia. Srebrna mała
gwiazdka przypomina mi o zajęciach, jakie miałam z katechetką przed
bierzmowaniem, a malutkie szklane bombki wielkości piłki do ping-ponga
przypominają mi święta, kiedy byłam małym dzieckiem. Nieskromnie powiem, że
moja choinka jest najpiękniej ozdobiona. W swoim chaosie i nieporządku emanują
od niej same dobre wspomnienia.
CHOINKA
Zostając w tematyce choinek, to u
mnie w domu zawsze jest prawdziwa. Z tatą mamy patent, polegający na tym, że
wchodzimy i kupujemy. Kiedyś w poszukiwaniu idealnego drzewka, potrafiliśmy
przełazić całe miasto. Całkiem niepotrzebnie, bo choinka to choinka. Wszystkie
są piękne. Dzięki temu, że świąteczne drzewko jest prawdziwe, w domu pięknie
pachnie i to nadaje jeszcze bardziej świątecznego klimatu.
KOLACJA WIGILIJNA
Najważniejsza jest kolacja
wigilijna, bez niej to nic się nie liczy. Moje ulubione posiłki podane jednego
dnia. Sałatka jarzynowa, pierogi z kapustą i grzybami, barszcz, krokiety i sos
grzybowy. Uwielbiam wigilię za to, że jest postna. W wigilię na stołach nie powinno
być mięsa, wszystko jarskie. Niestety, utarło się w naszym rozumowaniu, że ryba
nie jest mięsem. Moją największą bolączką jest kupowanie żywych karpi, żeby
ukatrupić je dzień przed świętami. U mnie na szczęście nikt z krewnych tak nie
robi. Szczerze byłoby mi ciężko cieszyć się miłosierdziem, wiedząc, że ktoś
przyniósł do domu rybę z hipermakretu, zapakowaną w foliowy worek z jakąś kratką
„pozwalającą oddychać”, potem trzymał w wannie, żeby samemu ją zabić. Więcej o karpiach pisałam rok temu – tutaj. Miałam jednak
skupić się na pozytywach. Jest to dla mnie wyjątkowa okazja, gdzie
mogę zjeść z rodziną dania bezmięsne i nikt nawet nie wspomni o jego braku.
Chociaż muszę przyznać, że akurat moja rodzina od jarskich dań nie wybrzydza.
Kiedy tak myślę o moich świętach,
trochę jest mi przykro. Nie mieszkam z rodzicami od dwóch lat, jestem na
ostatnim roku magisterki. Oznacza to, że jedną nogą jestem już w tym dorosłym
świecie i niedługo ja będę tworzyć święta dla swojej rodziny. Nie w każde
święta będę mogła wybrać choinkę z tatą i lepić w kuchni z mamą pierogi. Z
jednej strony czuję satysfakcję na myśl o pierwszych zorganizowanych przez
siebie świętach, z drugiej jest mi przykro, że już pewien etap się kończy.
No cóż, nawiedził mnie duch
przyszłych świąt i trochę zrobiło mi się żal, że czas tak szybko leci. Pozostaje
mi się więc cieszyć tymi świętami na całego.
A wy, za co kochacie święta?
Zdjęcia: kaboompics
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza